środa, 30 maja 2012

Prolog

Potter wygrał wojnę. Został bohaterem, wyzwolił świat magii od zła i przeżył. Ale przegrał swoich przyjaciół. Pogubił ich gdzieś po drodze i nagle z trio zrobiło się solo. Weasley'a sprzątnął jakiś śmierciożerca przy okazji bitwy w Hogwarcie, to wiedziałem na pewno. A Granger? Nie miałem pojęcia, co z Granger. W każdym razie nigdzie jej nie było, więc pewnie też zginęła dla "większego dobra".
Ja właśnie wracałem do domu, chociaż wcale nie wiedziałem, co z niego zostało - nie było mnie tam od ponad trzech lat. Matka wywiozła mnie stamtąd zaraz po śmierci Dumbledore'a. Pamiętam jaki byłem wtedy na nią wściekły! Byłem wtedy śmierciożercą! Chciałem służyć Czarnemu Panu, a ona wywiozła mnie gdzieś na drugi koniec świata i powiedziała, że nie da ze mnie zrobić kogoś takiego jak ojciec. Wtedy byłem wściekły... A w tej chwili byłem wdzięczny, bo poznałem inny świat. Przestałem myśleć o szlamach i nie-szlamach. Zobojętniałem? Człowiek to człowiek.
Matka umarła pół roku temu, a ja na dodatek dostałem spadek! Ojca w końcu zamknęli w Azkabanie, dziwne tylko, że zrobili to dopiero po trzech latach od śmierci Voldemorta. Naprawdę umiał kłamać i oszukiwać...
Zamknęli go dwa dni przed moim powrotem, a ja, jako "jedyny żyjący spadkobierca", dostałem wszystkie jego posiadłości. Szkoda, że matka nie dożyła tego dnia...
Stanąłem przed wrotami Malfoy Manor i przez chwilę miałem ochotę wrócić tam, skąd przyszedłem. Nie wiedziałem, czy dobrze robię. Przez ostatnie trzy lata w tym budynku mieściła się kwatera śmierciożerców - kto wie, co kryło się jeszcze w środku?
Pchnąłem żelazną bramę i wszedłem na teren "mojej" posiadłości. Rozejrzałem się. Trawa pożółkła, żywopłot zarósł, a ogród był całkowicie zapuszczony. Widać, że od bardzo dawna nikt się tutaj niczym nie zajmował. Wszedłem do środka. Tu przynajmniej nie było takiego bałaganu, bo meble stały na swoim miejscu. Tylko gruba warstwa kurzu świadczyła o tym, że ich właściciel miał na głowie ważniejsze sprawy niż pilnowanie porządku.
- Panicz Malfoy! - Usłyszałem za sobą piskliwy i nieco zalękniony głosik. - Panicz wybaczy, ale Skrzatek nie wiedział, że panicz przybędzie! Skrzatek myślał, że panicz...
- Dobrze, dobrze. Nie masz za co przepraszać. Czy w domu jest ktoś jeszcze?
- Nie paniczu. Jest tylko panicz i Skrzatek, bo zabrali pana kiedy... - tłumaczył się ze spuszczoną nisko głową.
- Dobrze. W takim razie przygotuj nam coś do jedzenia - powiedziałem i patrzyłem rozbawiony, jak domowy skrzat myśli nad czymś intensywnie.
- Na ile osób życzy panicz sobie kolację? Czy przyjdą jacyś goście?
- Nie, Skrzatku, będę tylko ja... - jego mina była bezcenna - ... i ty. Przyjdę za piętnaście minut.
- Ja? Ale paniczu... - Patrzył na mnie tymi wyłupiastymi oczami, a ja musiałem mieć wyjątkowo szeroki uśmiech, bo natychmiast odparł:
 - Tak jest, paniczu!
Skrzatek podreptał do kuchni, a ja wszedłem na piętro. Po prawej stronie mieścił się kiedyś mój pokój. Ciekawe, co z niego zostało... Ostrożnie uchyliłem drzwi i zajrzałem do środka. Nie do wiary, ale niczego tu nie zmieniono! Nawet stary plakat drużyny quidditcha wisiał w tym samym miejscu. Zostawiłem tam swoje rzeczy i poszedłem sprawdzić jak rzecz ma się z resztą domu. Tutaj niestety nie było już tak kolorowo... Wszystkie cztery sypialnie były, co tu dużo mówić, w opłakanym stanie. Poprzewracane meble i pościel walająca się po podłodze wyraźnie świadczyła o tym, że ktoś użytkował niedawno te pomieszczenia. I z całą pewnością nie był to nikt, o kim warto byłoby teraz myśleć!
Zamknąłem drzwi ostatniego pokoju i zszedłem z powrotem na dół. Skierowałem się do kuchni, bo jakoś nie miałem ochoty siedzieć samemu przy ogromnym stole w jadalni.
- Co tam dobrego, Skrzatku? - zapytałem, siadając wygodnie przy kuchennym blacie.
- Nic dobrego, paniczu! Nikt nie robił zakupów od wielu dni. Skrzatek znalazł tylko to. - Wskazał nerwowo na kubek herbaty i wielki talerz jajecznicy przede mną.
- Pójdę jutro na zakupy.
- Paniczu... Skrzatek musi paniczowi coś powiedzieć... - zaczął okropnie zdenerwowany.
- Mów, słucham cię, Skrzatku - odparłem i zabrałem się za jedzenie.
- Skrzatek okłamał panicza! Panicz pytał, czy w domu jest ktoś jeszcze i Skrzatek powiedział, że nie ma, ale ona tu jest!
- Kto taki? - Odłożyłem widelec i czujnie spojrzałem na Skrzatka, który cały dygotał.
- Ona paniczu! Piękna panienka. Skrzatek pokaże! - I rzucił się na korytarz, a ja złapałem za różdżkę i pobiegłem za nim. Zdziwiłem się nieco, kiedy zorientowałem, że Skrzatek otwiera właśnie tajemne wejście do lochów pod Malfoy Manor. Wiedziałem, że one istniały, ale nigdy tam nie byłem. Zaniepokoiłem się nie na żarty!
- Gdzie ty mnie prowadzisz Skrzatku! Ktoś tam jest?
- O tak paniczu! Ona tam jest!
Nie wiedziałem, kim była ta "Ona", ale zapaliłem różdżkę i ruszyłem za nim ciemnym korytarzem. Prowadził mnie w mroku, a ja dziwiłem się, że mieszkając tutaj przez siedemnaście lat, jakoś nigdy nie miałem czasu, żeby tutaj zejść. Nagle Skrzatek zatrzymał się i wbił wielkie ślepia w żelazne drzwi po prawej stronie wąskiego korytarza.
- Tutaj paniczu! Ona tam jest, panicz musi otworzyć! - Nacisnąłem więc klamkę, ale drzwi były zamknięte.
- Alohomora. - Zamek się przekręcił i teraz otwarłem je bez przeszkód. W środku było nieco jaśniej, bo w kącie stał dogasający kaganek. A potem zobaczyłem tylko jakiś drobny, skulony kształt oparty plecami o kamienną ścianę i aż krzyknąłem z przerażenia. Znalazłem więźnia!

2 komentarze:

  1. A skrzaty przypadkiem same nie zajmowały się zakupami? Nie wyobrażam sobie SzanownejNarcyzyMalfoy w hipermarkecie robiącej zakupy...

    Rozdział fajny. Krótki (nie zasnęłam na zbyt rozbudowanym tekstem - to się chwali!) i przedstawiający Draco jakoś tak... rozsądnie. Taki człowiek. Zwyczajny, opuszczony, samotny... i nieziemsko przystojny, no ale od czego ma Hermionę...

    Z wielkim entuzjazmem zabieram się za dalsze rozdziały!
    Kikyo

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za miłe słowa :) Chyba będę musiała dopisać jakiś ciąg dalszy, skoro mam nową czytelniczkę :)

    OdpowiedzUsuń