piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział X

12 listopada czarodziejski świat obiegła sensacyjna wiadomość.

"Hermiona Granger wróciła do życia! Na razie nie wiadomo wiele ponad to, że za jej zniknięciem stały resztki śmierciożerów, które teraz gniją w Azkabanie. I że jej tajemnicze odnalezienie się ma jakiś związek z młodym Malfoyem.
Obecnie panna Granger mieszka ze swoją matką w jednej z londyńskich dzielnic. Sama zainteresowana nie chce opowiadać o tym, co się z nią działo. Pragnie tylko podziękować tym wszystkim, którzy zachowali pamięć o niej w tym szczególnym czasie. Dziękuje rodzinie, przyjaciołom oraz władzom…"

- Ładnie mu to wyszło.
- Nie wiedziałem, że z Zabiniego taki mistrz pióra. Jesteś jego pierwszą sensacją. – Draco uśmiechnął się wrednie ponad tym samym blatem, przy którym siedzieli tamtej nocy. Również nad wydaniem Proroka Codziennego, nad artykułem Blaise’a Zabiniego.
Hermiona uśmiechnęła się tylko i zabrała gazetę. Tak, to była właściwa decyzja. Zadzwoniła najpierw do Harry’ego. Biedaczek myślał, że zwariował, ale już po pięciu minutach zjawił się w domu jej matki. Na neutralnym terenie. Później poprosili Blaise’a o napisanie artykułu, jednak na coś przydały się te Ślizgońskie znajomości.
Następnego dnia Hermiona przeniosła się do matki. Obiecała, że będzie często do niego zaglądać, w końcu przynosił jej pracę, a tego nie trzeba zmieniać. Nawet to polubiła.

Draco wmawiał sobie, że wszystko będzie takie samo. Będzie tak samo spał, jadł, pracował. Zostawiła mu nawet swojego kota.
Cholera! Nie, nic nie będzie takie samo!

***

Nie zrobiłam w życiu wielu rzeczy. Nie całowałam się, nie piłam wódki, nie paliłam skrętów, nie jechałam motocyklem. I nigdy się nie zakochałam. Śmieszyły mnie te wszystkie pary, gdzie on miał piętnaście, a ona czternaście lat. Trzymali się za rączki, całowali na każdej ławce w parku i wyznawali sobie miłość przez SMS-a. Nie marnowałam na to czasu. Było za wcześnie na wielką miłość. Po co było oddawać serce komuś, kto po miesiącu rzucił je na podłogę i podeptał? Czy warto było zaprzątać sobie głowę takimi bzdetami? Nie, było jeszcze za wcześnie.
A teraz jest już za późno.
Wstałam powoli z ławki. Tak, tej samej, na której jakaś parka spędzała niezapomniane chwile. Przełożyłam przez ramię torbę i pochyliłam się po kule.
Pięć miesięcy i dwanaście dni temu skończyło się moje życie.

Było piękne czerwcowe przedpołudnie. Słońce jasno świeciło, odbijając się od samochodowych karoserii. Ukryte w koronach drzew ptaki, śpiewały swoją pieśń, którą słyszałam setki razy, a której nie umiałam zanucić. Lekki wietrzyk poruszał liśćmi, dając chociaż cień ochłody. Był to jeden najzwyklejszy, typowo wakacyjny dzień. Sobota. Wyszłam z domu około dziesiątej, ubrana w lekką, kwiecistą sukienkę i wygodne sandałki. Włosy wymykały mi się spod słomkowego kapelusza i opadały na ramiona i plecy. Szłam do księgarni. Wypożyczyłam tylko jedną książkę. Wyszłam i ruszyłam w drogę powrotną. Przysiadłam na kamiennym murku fontanny, w której chlapały się małe dzieci z pobliskich domów. Spędziłam tam może pół godziny.
Byłam już blisko domu, od bramki dzieliło mnie jeszcze sześć domów. Ukłoniłam się grzecznie pani Jones i postawiłam stopę na jezdni. Rozejrzałam się szybko, przecież przechodziłam tędy setki razy. Myślałam o… Właściwie nie wiedziałam o czym myślałam. Może o pogodzie? Albo o babci czekającej w domu?
Pojawił się znikąd.
Usłyszałam tylko pisk opon i kobiecy krzyk.
Potem przestały śpiewać ptaki.
Obudziłam się po czterech dniach. Leżałam w szpitalu ze złamaną ręką i bez czucia w nogach. Bez nadziei i perspektyw. Z życiem potrzaskanym w drobny mak.

Muszę zdążyć na pociąg.
***

Blaise Zabini był bardzo zadowolony.
Najnowszy numer Proroka poszedł jak ciepłe bułeczki. Nawet trzeba było robić dodruk. Ostatni raz było tak trzy lata temu, każdy wie dlaczego.
Wyszedł z biura w bardzo dobrym nastroju. Przystanął, słysząc dzwonek telefonu.
- Halo?
- Kogo ty nazywasz młodym Malfoyem? – usłyszał w słuchawce znajomy głos, który tylko udawał zagniewanie.
- Ciebie staruszku.
- No dzięki.
- I jak się podobało? Granger nie zgłaszała zastrzeżeń?
- Nie. – Ton głosu Dracona jakoś się zmienił.
- Jest tam gdzieś obok ciebie? Chętnie bym z nią pogadał o pewnych sprawach…
- Nie ma jej.
- Nie? A kiedy będzie?
- Nie będzie, Blaise. Wyprowadziła się.
- Aha… Więc tego… Może wpadniesz do mnie wieczorem?
- Właściwie, to miałem ciebie zapytać o to samo.
- Jasne, że tak. Dzisiaj jestem wolny. Tylko muszę najpierw pojechać do domu. Będę koło ósmej.
- To ty nie mieszkasz w mieście?
- Też wolę obcować z naturą.
- Ok, będę czekał. – W głosie Dracona dało się nareszcie usłyszeć jakąś nutkę rozbawienia. Blaise schował telefon i ruszył dalej przed siebie.
Obstawiał, że jeszcze przed świętami Granger wróci do Dracona. Nie mieszka się z kimś pod jednym dachem przez trzy miesiące, a potem tak ni z gruszki, ni z pietruszki wyprowadza. Czy oni są ślepi? Pokręcił głową i wszedł na dworzec kolejowy. Miał samochód, ale zawsze wybierał pociągi. Lubił nimi jeździć. Spotykać tylu różnych ludzi, przyglądać się tylu ciekawostkom, obserwować tyle dziwnych zjawisk i zachowań, być miłym dla spotkanych przypadkowo pasażerów.
A może lubił je dlatego, że przypominały mu Hogwart?
Kiedy wszedł na peron, pociąg już czekał. Zawsze przychodził na minutę przed odjazdem. Nie musiał się nigdzie śpieszyć jak inni podróżni. Mógł spokojnie poczekać te półtorej godziny na następny kurs. Nikt na niego nie czekał i nikt nie wyglądał go z niecierpliwością.
Postawił stopę na schodku i już miał się podciągnąć, kiedy jakaś dziwna siła kazała mu odwrócić głowę i spojrzeć za siebie. Zobaczył młodą dziewczynę, która wytrwale kuśtykała w stronę pociągu, ciągnąc za sobą niesprawną nogę. Głowę miała spuszczoną, a długie włosy o dziwnej barwie dodatkowo zakrywały jej twarz. Nie wiadomo dlaczego, Blaise od razu rozpoznał w niej jakąś pokrewną duszę. Może tak samo nieszczęśliwą. A może tak samo samotną?
Wiedział, że nie zdąży. Pozostało jej jeszcze jakieś dwadzieścia metrów, a konduktor właśnie wsiadał. Nie zobaczą jej i pozostanie na peronie z bolesną świadomością, że nie zdążyła przez własne kalectwo.
Szybka decyzja, Zabini. Szybka decyzja!
Po chwili dał się słyszeć dźwięk rozbijanego szkła. To w stojącym niedaleko kiosku pękły wszystkie szyby. Konduktor odwrócił się i zauważył idącą dziewczynę. Poczekał.
Podeszła do drzwi, przy których nadal stał Blaise. Wyciągnął dłoń, ale podała mu tylko obie kule i uchwyciła się mocno poręczy. Po chwili stała obok. Popatrzyła na niego zielonymi oczyma i powiedziała ciche „dziękuję”.
Pełne bólu i upokorzenia.

1 komentarz: