piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział V

Obudziło mnie trzaśnięcie drzwi. Nie pierwsze tej nocy. Uśmiechnęłam się i przewróciłam na drugi bok. Ciekawe, co go tak męczy? Chyba nie ta notka z Proroka? On naprawdę myśli, że ja o niczym nie wiem? Zawsze przeglądam gazetę pierwsza, zanim on jeszcze zszedł na dół. Ta z poprzedniego dnia tylko potwierdziła moje przypuszczenia, bo zaczęłam się rozpoznawać tego dnia, kiedy przeglądaliśmy zdjęcia. Już wiedziałam, kim byłam. Kiedy zobaczyłam się na tym zdjęciu z Proroka, przypomniałam sobie sporo rzeczy. Byłam Gryfonką, przyjaciółką Pottera. Był z nami też Ron, ciekawe co z nim? Na siódmym roku wyruszyliśmy na poszukiwania horkruksów i wtedy Harry ostatecznie pokonał Voldemorta. Pamiętałam też kilka mało istotnych szczegółów, jak to, że nigdy nie latałam dobrze na miotle i miałam zbyt duże przednie zęby, których pomógł mi się pozbyć Malfoy. Jego też pamiętałam…
Przezywał mnie i prześladował na każdym kroku, pamiętałam to. I chciał zabić Dumbledore’a. A potem zniknął razem z matką. Niektórzy mówili, że Narcyza miała dosyć takiego życia i zabrała go, nie zważając więcej na męża. Odważna kobieta.
Usiadłam na szerokim okiennym parapecie i okryłam się kocem. Kiedyś szczerze go nienawidziłam, ale teraz?
Jakby na to nie patrzyć, uratował mi życie. Wyciągnął mnie z tego ciemnego piekła i pozwolił zostać u siebie.
Ale wsadził mnie tam jego własny ojciec!
Właśnie! Ojciec, a nie on.
On jest taki sam. Pamiętam jaki był w szkole…
Może się zmienił?
Jasne, gdyby wiedział kim jestem, zostawiłby mnie tam albo co najwyżej wywalił na wycieraczkę i zamknął drzwi przed nosem.
Nie wiesz tego. Nie było go tutaj trzy lata.
Ludzie nie zmieniają się ot, tak. Nie, nie wierzę w to…
To dlaczego nadal tu jesteś?
Właśnie… Dlaczego?
Nie, takie myślenie mnie zabije! Zeskoczyłam z parapetu i podeszłam do drzwi. Wyjrzałam na korytarz. Czysto. Zeszłam do kuchni i zrobiłam sobie gorące kakao. Zawsze poprawiało mi humor.
Miałam szczery zamiar wrócić do siebie, ale nic z tego nie wyszło. Natknęliśmy się na siebie na siódmym stopniu schodów. O mały włos, a oblałabym się zawartością kubka.
Popatrzył na mnie smutno.
- Nie możesz spać?
Pokręciłam głową i posłałam mu równie smutny uśmiech.
- Ja też nie… Zaczekasz na mnie?
Podreptałam z powrotem do kuchni i usiadłam na wysokim krześle. On zajął się parzeniem kawy. Mocnej.
Postawił kubek na blacie, ale nie usiadł. Widać było, że coś go gryzie. Upiłam łyk swojego kakao i splotłam palce na kubku. Nie, to beznadziejne…
Podniosłam wzrok i przyjrzałam mu się dokładniej. W bladym świetle jarzeniówki wyglądał naprawdę diabolicznie. Blada cera i jasne, zmierzwione włosy wyraźnie odcinały się od ciemności wokół niego. Nawet oczy były dzisiaj jakieś ciemniejsze. Miał piękne rysy twarzy i, nawet gdyby chciał, nie mógłby wyrzec się arystokratycznego pochodzenia. Mocny podbródek, prosty nos. Było w nim coś tak władczego, że od razu budził respekt. Był też dość wysoki i szczupły. Nie chudy, ale właśnie szczupły.
Siedział cicho i wyraźnie się nad czymś zastanawiał. Nagle zachciało mi się coś powiedzieć. Chciałam go pocieszyć, powiedzieć, że wszystko rozumiem. Pokazać, że w końcu się przemogłam! Już otwierałam usta, gdy kątem oka pochwyciłam swoje odbicie w przeszklonych drzwiczkach kredensu.
Wiedziałam jak wyglądam. Co rano starałam się zapomnieć o wystających kościach i chorobliwie bladej cerze. O oczach, które straszyły swoim rozmiarem w zapadniętej twarzy. O wyblakłych włosach.
Jak mogłabym czegoś od niego chcieć? Co mu powiem? Że nie chce stąd odchodzić? Że wolę zostać tutaj, z nim, niż pokazywać się na ulicy? A może zapytam go, czy nie chce hodować w domu stracha na wróble? Poczułam łzy pod powiekami. Nie! Nie mogę się rozpłakać… Tego by tylko brakowało!
Sięgnęłam po kubek i upiłam kolejny łyk.
Niech zostanie tak, jak było.

1 komentarz:

  1. Żal, gorycz i smutek, ale genialnie opisane. Współczuję Hermionie.

    OdpowiedzUsuń