piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział I

A potem zobaczyłem tylko jakiś drobny, skulony kształt oparty plecami o kamienną ścianę i aż krzyknąłem z przerażenia. Znalazłem więźnia!
Upadłem na kolana i poruszyłem bezwładnym ciałem.
- Chodź tutaj Skrzatku! - Wcisnąłem mu w kościste palce różdżkę. - Idź przede mną i oświetlaj drogę!
Ruszył natychmiast, a ja zdążyłem tylko sprawdzić tętno i dźwignąłem na ręce ciało dziewczyny. Spojrzałem przelotnie na jej twarz i w półmroku wydała mi się dziwnie znajoma. Miała strasznie długie, ciemnobrązowe włosy i nie mogłem sobie przypomnieć, skąd ją znam. Nie zastanawiałem się jednak zbyt długo, tylko co prędzej ruszyłem na górę.
- Kto to jest, Skrzatku! Skąd się tutaj wzięła?! - pytałem, kładąc ją na kanapie w salonie.
- Oh, paniczu! Pan ją kiedyś przyprowadził, dawno, dawno temu... - zaczął lamentować.
- Jak dawno, Skrzatku? Ile czasu ona tam siedziała? - zadawałem te pytania, chociaż sam znałem na nie odpowiedź. Była przeraźliwie blada i miała sińce pod oczami, a ubranie, które miała na sobie, zdawało się być o kilka rozmiarów za duże.
- Długie miesiące paniczu. Już chyba z rok!
Przeraziłem się jeszcze bardziej, ale powiedziałem tylko:
- Sprowadź kogoś, kto się zna na leczeniu. Ona jest chyba bardzo chora.
Skrzatek wrócił z jakąś znajomą, która najwidoczniej znała się na rzeczy. Dowiedziałem się od niej, że dziewczyna była wycieńczona i odwodniona, ale poza tym nic jej nie dolegało. Kiedy skrzatka wyszła, usłyszałem obok siebie:
- Co Skrzatek ma robić, paniczu?
- Nie chcesz iść spać? Już późno.
- Nie, paniczu, Skrzatek nie będzie mógł zasnąć.
- No cóż.(…) - Chyba świetnie go rozumiałem. - Możesz w takim razie iść na górę i posprzątać we wszystkich pokojach. Jest tam dużo pracy.
- Dobrze, paniczu. - Podreptał po schodach na górę, a ja nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. W końcu zdecydowałem się wrócić do salonu.
Usiadłem w fotelu pod oknem i przyjrzałem się leżącej na kanapie dziewczynie. Teraz wyglądała dużo lepiej. Skrzatka wlała w nią chyba sporo eliksiru wzmacniającego, bo jej twarz nabrała koloru. Długie, ciemne włosy byłe teraz zaplecione w warkocz sięgający chyba talii - trudno było dokładnie ocenić, bo leżał na pościeli obok niej. Musiała być piękna, skoro nawet we śnie wyglądała tak intrygująco. Moje spojrzenie przeniosło się niżej, na jej odkryte ramiona dopiero teraz mogłem zauważyć, jak bardzo była wychudzona. Nic dziwnego, że zdawała mi się lekka jak piórko, kiedy ja tutaj niosłem. Pogrążyłem się w ponurych myślach o ojcu i nawet nie zauważyłem, kiedy zasnąłem.

Obudził mnie jakiś ruch. Musiało już świtać, bo do pokoju wpadały jasne smugi światła. I to właśnie światło było źródłem ruchu. Widocznie jej przeszkadzało, bo jedną ręką zasłaniała oczy, a drugą rozpaczliwie machała przed sobą. Chyba wciąż spała, bo tylko cichutko pojękiwała. Wstałem szybko z fotela i zasunąłem katary tak, żeby promienie słoneczne nie świeciły jej po oczach. "Musi się przecież przyzwyczaić do światła, już wystarczająco długo siedziała w ciemnościach", pomyślałem z goryczą. Podszedłem bliżej i, niewiele myśląc, złapałem jej wyciągniętą wciąż dłoń. Sam nie wiedziałem, dlaczego to zrobiłem, ale jej reakcja zadziwiła mnie jeszcze bardziej. Ona zwyczajnie zacisnęła dłoń na mojej i położyła je na poduszce obok siebie. Uśmiechnąłem się sam do siebie i usiadłem na podłodze. Jakoś niespecjalnie miałem ochotę stamtąd odchodzić.


Rozbudziła się dopiero późnym popołudniem, kiedy przyszła skrzatka domowa, która ją wczoraj oglądała. Przyniosła jakieś rzeczy i na odchodnym poleciła przenieść ją do jakiegoś pokoju z wygodnym łóżkiem. I tutaj pojawił się problem - za nic w świecie nie dała się tknąć. A przynajmniej mnie. Kiedy wyciągnąłem rękę w jej stronę od razu skuliła się i mocno zacisnęła powieki. Próbowałem chyba z tuzin razy, ale za każdym razem kończyło się tak samo. Zrezygnowany wyszedłem z pokoju.

- Czego ona się tak boi, Skrzatku? - spytałem bezradnie.
- Skrzatek myśli, że panicz przypomina panience starszego pana - doleciało gdzieś spod kuchennej szafki. Nagle przypomniało mi się, że miałem iść przecież po zakupy!
- Skrzatku, zrobiłeś listę rzeczy, które trzeba kupić? Nie mamy przecież nic porządnego do jedzenia.
- Skrzatek próbował, paniczu, ale tego jest tak dużo, że chyba najlepiej zrobi kiedy pójdzie z paniczem.
- Nie możemy iść obaj, ktoś musi zostać w domu. Pójdziesz sam Skrzatku - nakazałem, a on wyraźnie się stropił.
- Sam? Panicz nie boi się wysłać Skrzatka samego?
- Nie. Idź już i kup wszystko co trzeba. Pamiętaj, że mamy teraz... gościa. - Nie mogłem znaleźć lepszego określenia na kogoś, kogo znalazłem w lochach własnego domu!
Rzuciłem mu woreczek z galeonami, a sam ruszyłem na górę. Trzeba było się przecież rozpakować.

1 komentarz:

  1. Gdyby nie to, że to opowiadanie dramione byłabym pewna, że znalazł w lochach Lunę (co z tego, że nie pasuje kolor włosów XD)! Fajny rozdzialik ^^

    OdpowiedzUsuń