Z podziękowaniami dla: Beatrice za korektę i dla Dominiki za motywację :)
Ślęcząc nad kolejnym nudnym tłumaczeniem
instrukcji obsługi aparatu fotograficznego, Hermiona zastanawiała się, czy
jeśli zadzwoni do kogoś z kim łączą ją tylko sprawy zawodowe po raz trzeci tego
samego dnia, to wyjdzie na beznadziejnie żałosną idiotkę. Przynajmniej w swoich
oczach.
Sprawy zawodowe… Kogo chcesz okłamać,
Granger?
Z pewnością nie ciebie.
Z pewnością nie. Ja wiem wszystko.
Zadzwoń.
Po co? Jest dorosły, poradzi sobie sam.
A co, jeśli mu się pogorszyło?
Gdyby czegoś potrzebował, to dałby znać.
Obiecał.
Wierzysz mu?
Tak.
Powie, że nie chciał zawracać ci głowy.
Wie, że to ważne. Na pewno da znać,
gdyby coś się działo.
Lepiej spróbować niż potem żałować…
Dziewczyna miała już dosyć tego
irytującego głosu. Kłóciła się tak sama ze sobą już od ponad dwóch godzin.
Dzwoniła o dwunastej, zerknęła na zegar. Piąta. Czy pięć godzin to
wystarczająco długo? Może zasnął? Zła na siebie, wstała gwałtownie i zaczęła
przechadzać się tam i z powrotem po puchowym dywanie. W końcu wyciągnęła z
kieszeni monetę, rzuciła w górę i przykryła dłonią. Jak będzie awers - dzwonię.
Odsłoniła monetę i odetchnęła z ulgą, wyciągając jednocześnie telefon z
kieszeni bluzy. Wybrała numer Dracona i usiadła na podłodze, opierając się
plecami o łóżko.
- Halo? – padło po chwili.
- Cześć. To znowu ja. – Odliczyła w
myślach trzy sekundy. – Jak się czujesz?
- Ja… Gorączka spadła, ale trochę łamie
mnie w kościach.
- To grypa, przy niej zawsze bolą kości.
- Tak…
Zapadła cisza, jakby żadne z nich nie chciało
jeszcze kończyć rozmowy.
- Czy…
- Czy… - padło z obu stron równocześnie.
- Ty pierwsza.
- Chciałam tylko zapytać, czy podobał ci
się film.
- Jasne. Obejrzałem wczoraj. Masz
jeszcze coś podobnego?
- Tylko „Nędzników”, jeśli lubisz
musicale.
- Jeszcze nie wiem.
- Czego? – zapytała zdezorientowana
dziewczyna.
- Czy je lubię.
Co jest nie tak z twoim mózgiem,
Granger?
- Nie oglądałeś nigdy musicalu?
- Chyba nie. Ale lubię muzykę, więc nie
powinno być tak źle.
- Mogę ci go podrzucić.
- Lepiej nie teraz.
- Dlaczego nie? – Bardzo się starała,
żeby w jej głosie nie było słychać rozczarowania.
- Zarazisz się i zepsujesz sobie święta.
- Och… - To było wszystko na co w tym
momencie było stać pannę Granger. Poczuła się dużo lepiej wiedząc, że odmawia
jej, bo ma na względzie tylko jej zdrowie.
- Pojutrze Gwiazdka, więc lepiej nie być
chorym.
- Będziesz u ciotki?
- Miałem taki zamiar, ale chyba zostanę
w domu i spróbuję wyzdrowieć do Sylwestra.
- Ja będę z mamą u Potterów – rzuciła
beztrosko Hermiona, której humor wyraźnie się poprawił. – A o co ty chciałeś
zapytać?
- Nic ważnego – odezwał się lekko
zirytowany głos po drugiej stronie słuchawki.
Nazwisko Pottera zawsze tak na niego
działało.
- W taki razie będę kończyć. Mam jeszcze
trochę pracy z niemieckimi instrukcjami. Obiecaj, że dasz znać, gdybyś gorzej
się poczuł.
- Nie martw się, Skrzatek nie odstępuje
mnie na krok – roześmiał się.
- To dobrze, że tak o ciebie dba. Uważaj
na siebie.
- Ty też.
Rozłączyła się i uśmiechnęła pod nosem.
Pojutrze Gwiazdka!
Draco zwlókł się z łóżka dopiero po
dziewiętnastej. Spał przez prawie cały dzień i najwyraźniej jego organizm miał
już dosyć snu, bo choć Draco przewracał się z boku na bok od godziny, to nie
mógł znaleźć sobie żadnej względnie wygodnej pozycji. Doszedł do wniosku, że
gapienie się w sufit wcale nie poprawia jego samopoczucia, zabrał więc koc i
zszedł na dół. Nalał sobie herbaty, wyjął z szafki paczkę paprykowych chipsów i
usadowił się wygodnie na kanapie przed telewizorem. Po kilku minutach
bezowocnego skakania po kanałach zdecydował się po raz kolejny obejrzeć
„Grincha”. Film o wrednym stworzeniu psującym ludziom święta. Idealnie.
Właśnie wytrząsał z torebki ostatnie
okruchy, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi, w wyniku czego wszystkie chipsowe
śmieci znalazły się na jego czarnym swetrze. Wyburczał coś pod nosem, strząsnął
resztki z ubrania i poszedł otworzyć. Miał tylko nadzieję, że nie były to
jakieś dzieci śpiewające kolędy. Polubił dzieci, ale to naprawdę nie był
najlepszy dzień. Szczerze mówiąc, był to najgorszy z możliwych dzień, na składanie
komuś zirytowanemu do granic możliwości niezapowiedzianych wizyt. Zaświecił
światło w korytarzu, obciągnął ubranie i nacisnął klamkę.
- Mógłbyś się trochę pośpieszyć. – Usłyszał
kobiecy głos, a potem został staranowany przez obarczoną trzema pudłami
Hermionę. – Zamykaj! Jest dzisiaj strasznie zimno.
Dracon posłusznie zamknął drzwi, po
czym, odrobinę zdezorientowany, oparł się o nie plecami i wlepił wzrok w
przybyłą.
- Wiesz Malfoy, mimo wszystko myślałam,
że masz w sobie coś z dżentelmena, ale chyba się pomyliłam – oznajmiła,
stawiając pudła na podłodze. – Mógłbyś chociaż powiesić kurtkę – rzuciła nią w
jego stronę i zajęła się rozsznurowywaniem butów. Draco otrząsnął się nieco,
złapał kurtkę i powiesił na wieszaku.
- Co ty… - odkaszlnął. – Co właściwie tu
robisz?
- Chyba nie myślałeś, że będziesz
siedział tutaj sam w Święta?
Tak. Tak właśnie myślał. Hermiona
rzuciła mu pełne politowania spojrzenie i ruszyła do kuchni, lewitując przed
sobą pakunki.
- Idziesz czy nie? – Doleciało go z
głębi domu, uśmiechnął się więc pod nosem i podążył za kobietą.
- Co tam masz?
- Same dobre rzeczy – odparła i zajęła
się wypakowywaniem pudeł. Draco, który zaglądał jej przez ramię, zauważył kilka
mniejszych pudełek z rozmaitymi wiktuałami. Ryba, ziemniaki, dwie sałatki,
torba cukierków, orzechy…
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że tym
razem to Potter postanowił mnie dokarmiać?
- Oczywiście, że nie. Moja mama odłożyła
dla ciebie wszystkiego po trochu.
Hermiona, odwrócona do niego plecami,
nie mogła zauważyć dziwnego wyrazu, który odmalował się na jego twarzy. Po
chwili usłyszała tylko: „Podziękuj mamie”, wypowiedziane cichym głosem. Czyżby
Draco Malfoy się wzruszył?
- Sam możesz jej podziękować, bo zaprosiła
cię na jutrzejszy obiad.
- Ale… - zaczął, jednak dziewczyna
stanowczo mu przerwała.
- Daj spokój. Nie ma tam małych dzieci,
więc na pewno nikogo nie zarazisz. A poza tym widzę, że już czujesz się dużo
lepiej.
Draco zaprzestał więc protestów, ale to
wcale nie poprawiło mu humoru. Bardzo lubił matkę Hermiony, ale zawsze w jej
obecności czuł się dziwnie skrępowany. Uważała go za wspaniałego herosa, który
uratował jej córkę, patrzyła na niego niemal z uwielbieniem. A to przecież nie
była prawda, bo co innego miał zrobić? Zostawić ją tam? Wcale nie chciał czuć
się jak bohater. To była specjalność Pottera.
- Przestań to robić, Draco.
- Co?
- Myśleć. Lepiej nakryj do stołu.
- Tak jest! – Uśmiechnął się i
posłusznie wykonał polecenie.
Godzinę później najedzony Draco
spoglądał kątem oka na Hermionę, wpatrzoną chciwie w ekran telewizora.
- Ile razy już to oglądałaś?
- Kilka – odparła, nie zaszczyciwszy go
nawet zerknięciem.
- Kilka! Chyba kilkadziesiąt – mruknął
pod nosem. Ignorowanie to był coś, czego nie znosił najbardziej na świecie.
Oprócz zwierząt futerkowych typu fretka.
- Bądź cicho! – ofuknęła go – Zaraz
będzie najpiękniejsza scena.
Draco rzucił okiem na ekran. Kobieta w
brązowej kiecy, facet z dziwnym rodzajem krawata, leje jak z cebra i oboje są mokrzy,
włosy lepią im się do twarzy… Co w tym pięknego?
- Nie wydaje mi się…
- Zamknij się, Malfoy!
Skupił się więc ponownie na filmie.
Facet bredził coś o rozsądku, niższym urodzeniu, pozycji społecznej i agonii.
Agonii? Merlinie, czy on jest umierający? Dopiero po chwili zorientował się, że
to były oświadczyny. Odrobinę nieudane.
- No i dlaczego mu odmówiła? Nie był
taki znów ostatni.
- Obraził ją.
- Czym? Powiedział jej przecież, że ją
kocha.
Wreszcie na niego spojrzała.
- Jesteś zupełnie jak Ron. Jego
wrażliwość też mieściła się w łyżeczce do herbaty.
Coraz gorzej. Teraz porównują go do
Weasleya.
- Nie uważam…
- Otóż to! Nie uważasz, a potem nie
wiesz co się dzieje. Oglądaj! – I ponownie przeniosła wzrok na ekran.
Draco sięgnął po miskę z orzeszkami i
poprawił się na kanapie. Nikt nie będzie go bezpodstawnie oskarżać o niewiedzę!
- I jak podobał cię się film? – Z bardzo
daleka doleciał do Dracona znajomy głos, a potem poczuł czyjś łokieć obijający
jego żebra. – Wstawaj!
Draco pozbierał się do kupy, usiadł
prosto i przetarł oczy.
- Jesteś beznadziejny. Zasnąłeś po dziesięciu
minutach oglądania.
- Nie będę oglądał filmu, w którym się
mnie obraża – zaprotestował.
- Ciebie? Nie słyszałam, żeby ktoś
wymienił tam nazwisko Malfoy.
- Ja za to doskonale pamiętam jedną
dziewuszkę, która mówiła: „Czymże są mężczyźni w porównaniu ze skałami i
górami?”. Poczułem się bardzo dotknięty.
Zrobił obrażoną minę, a Hermiona
zaniosła się głośnym śmiechem.
- Nie wiem z czego się tak śmiejesz.
- Ja też nie. – Zerknęła na zegarek –
Pomogę ci posprzątać, a potem zmykam.
Zaczęła zbierać szklanki i talerze, co
chwilę parskając śmiechem. Draco pomyślał, że tego mu brakowało – kogoś z kim
mógłby się pośmiać z niczego. W ogóle kogoś, z kim mógłby porozmawiać. Skrzatek
raczej się do tego nie nadawał, bo ciągle martwił się tylko, czy panicz nie
jest głodny, albo czy paniczowi czegoś nie potrzeba. Draco ofiarował mu nawet
kiedyś własny sweter, ale Skrzatek zrobił z niego marny użytek, bo z niewolnika
awansował się na gosposię domową. Kiedy Draco zaczął chorować, Skrzatek stał
się tak denerwujący, że musiał podstępem wyeksmitować go z domu, mówiąc
grzecznie, że obecność skrzata źle wpływa na jego zdrowie. Skrzatek spakował
się zatem i zatrudnił na kilka dni w jakimś wielkim domu weselnym, a Draco
pożegnał go stanowczym zakazem wracania do domu przed końcem roku.
Kiedy wszystko już było uprzątnięte,
Hermiona sięgnęła po ostatnie pudełko, które ze sobą przyniosła i umieściła je
pod choinką.
- Obiecaj, że otworzysz dopiero jutro
rano.
- Dobrze, ale przecież ja nic dla ciebie
nie mam.
- Nie wiedziałeś, że przyjdę, a poza tym
dałeś mi już mnóstwo innych prezentów. – Uśmiechnęła się. – Więc jak,
obiecujesz?
- Obiecuję – odwzajemnił uśmiech.
- No, więc teraz mogę już iść. – Wyszła
z kuchni i zaczęła zakładać buty.
- Odprowadzę cię. – Ruszył za nią.
- Nie, Draco. Jesteś chory.
- To tylko chwila. I ubiorę się ciepło.
– Mrugnął do niej, owijając szyję tym samym szalikiem, z powodu którego
niedawno natrząsał się z niego Blaise.
Wyszli przed dom, podali sobie ręce i
zniknęli z cichym trzaskiem. Aportowali się kilka przecznic od domu Hermiony i
ruszyli wolnym krokiem. Dziewczyna wsunęła mu dłoń pod ramię i tak szli w
milczeniu. Kiedy byli już blisko, Draco zwolnił i odwrócił się twarzą do swej
towarzyszki. Było już ciemno, a od wścibskich spojrzeń zza firanek odgradzał
ich gruby pień drzewa, pod którym się zatrzymali. Draco nabrał powietrza i
spojrzał prosto w oczy, które tak dużo mu już powiedziały.
- Dziękuję ci. Za kolację, za prezent,
za czas… Za wszystko.
Wyciągnęła rękę i pogładziła go po
policzku.
- Nie ma za co, Draco – powiedziała, po
czym wspięła się na palce i musnęła wargami kącik jego ust. A potem uciekła.
Oszołomiony Draco stał przez chwilę bez
ruchu, a potem, tknięty nagłym przeczuciem, spojrzał w górę. Jemioła.
Prześliczny rozdział... Mam nadzieję że Draco pobiegnie za nią i dokończą to co zaczęli... Kurde nawet nie masz pojęcia jak mi poprawiłaś stan zdrowia tym rozdziałem... I za Twoje słowa... ja motywacją? Dziękuję ci za wszystko, bo na prawdę jesteś magiczna i masz ogromny talent!
OdpowiedzUsuńHaha, nie chyba nie pobiegnie :) Chory jest przecież!
UsuńNo jak możesz!!! Chorego dobijasz... A żyję myślą, że w końcu przeżyją miłosne uniesienie... Pozostaje mi czekac;-) Buziaki!!! I dodaj szybko kolejny rozdział błaaaaagaaaaaaaam!
UsuńDominika
Może kiedyś tam przeżyją :D
UsuńOstatnia scena jest urocza. W ogóle cały ten rozdział pełen jest uroczych scen. Draco i Hermiona wyraźnie mają się wciąż ku sobie, ale jakoś nie potrafią się do tego przyznać i wirują tak wokół siebie nieco zdezorientowani.
OdpowiedzUsuńCały ten tekst jest bardzo w Twoim stylu. Lubię ten Twój lekki styl.
Pozdrawiam.
Styl lekki, płynny, akcja wartka... niczego innego dobremu opowiadaniu nie trzeba!
OdpowiedzUsuńBardzo uroczy rozdział *-*
OdpowiedzUsuńZatkalo mnie. Czekam na nn :)
http://dramione-never-say-never.blogspot.com/?m=1
Jejciu, uwielbiam Twój styl pisania. Życzę weny!
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zaglądnij, jak będziesz mieć czas
http://milosc-nie-wybiera-wybiera-nienawisc.blogspot.com/
Zapraszam na http://kolo-fortuny.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńDlaczego nic nie piszesz? :(
OdpowiedzUsuńOjejciu. Jest cudowny.
OdpowiedzUsuńhttp://nikt-sie-nie-spodziewal.blogspot.com/
Kocham kocham kocham po prostu kocham
OdpowiedzUsuńMiło mi, że ktoś tu jeszcze zagląda :)
UsuńBędzie dalsza kontynuacja? Mega 😊😊
OdpowiedzUsuń