Cisza. Myślicie, że można słyszeć ciszę? Kiedyś, dawno temu, często
zdarzało mi się leżeć na łóżku w dormitorium i słuchać pochrapujących
kolegów. To była straszna cisza. Myślałem o tych wszystkich rzeczach,
które mogłem zrobić, a których nie zrobiłem. Mogłem nie nadepnąć
pierwszakowi na szatę, mogłem nie popchnąć Longbottoma na schodach,
mogłem się powstrzymać od nazwania kogoś szlamą piąty raz w ciągu dwóch
lekcji.
Teraz cisza była inna. Była tylko ciszą – spokojną, harmonijną, bez przykrych myśli.
Ja… Ja chyba byłem szczęśliwy.
Nagle zaczęło padać. Zdziwiłem się trochę, bo nie padało już chyba od
dwóch tygodni. Wsłuchałem się w miarowe bębnienie kropel deszczu o
parapet. Nie było jeszcze tak późno, dopiero coś po jedenastej. Zabrałem
ze sobą poduszkę i rozłożyłem się na swoim ulubionym miejscu. Kiedyś
mogłem sypiać na tym parapecie, a teraz kolana miałem prawie pod samą
brodą. Mimo to oparłem głowę o chłodną szybę i pozwoliłem swoim myślom
płynąć…
Była w Malfoy Manor już od półtora miesiąca, a mnie przez ten czas żyło
się jak w raju. Była w kuchni za każdym razem, kiedy schodziłem na
śniadanie. Uśmiechała się na pożegnanie za każdym razem, gdy
odprowadzałem ją pod drzwi jej sypialni. Codziennie czekała, aż przyjdę
do salonu napić się z nią herbaty. Każdego popołudnia bujała się na
hamaku i odsuwała usłużnie, kiedy postanawiałem się do niej dołączyć.
Zawsze była gotowa iść ze mną powłóczyć się po lesie. Nie dziwiła się,
kiedy wyrzuciłem z domu wszystkie rzeczy ojca[,] ani kiedy przywiozłem
ze sobą nowiutki komputer. Często pomagała mi w pracy. Była prawdziwym
błogosławieństwem.
Kolejny raz tego wieczora wziąłem do ręki dzisiejszego Proroka. To
niemożliwe! To nie mogła być ona! Trzymałem się kurczowo tych
rozpaczliwych myśli, mimo że doskonale wiedziałem, że śmiejąca się na
zdjęciu dziewczyna i ktoś, kto spał za ścianą, to ta sama osoba. Teraz
przynajmniej wiedziałem jak się nazywa.
Hermiona Granger zaginęła dokładnie przed rokiem. Ostatnią osobą, która
ją widziała, była jej najbliższa przyjaciółka Ginevra Potter (niegdyś
Weasley). Obie panie wracały wieczorem do mieszkania Potterów, gdy nagle
zostały zaatakowane. Młodsza z kobiet została ogłuszona i kiedy się
ocknęła, po przyjaciółce nie było najmniejszego śladu. Rozpłynęła się w
powietrzu.
Po długich miesiącach poszukiwań Harry Potter, przyjaciel panny Granger
ogłosił, iż została ona uznana za zmarłą. Pogrzeb „Dziewczyny, Której
Wiedzy Zawdzięczamy Pokój w Naszym Świecie” odbył się 19 czerwca tego
roku – trzy miesiące przed jej dwudziestymi pierwszymi urodzinami.
Dzisiaj, w rocznicę jej zaginięcia, składamy najszczersze wyrazy pamięci
i szacunku. Wspomnijmy, że gdyby nie ludzie tacy jak Hermiona Granger w
naszym świecie nadal trwałaby wojna. Rodzice panny Granger…
Cholera! Dlaczego ze wszystkich innych ludzi na świecie to właśnie ona
siedziała w tym przeklętym lochu?! Popatrzyłem jeszcze raz na dużą,
kolorową fotografię dołączoną do artykułu. Nic dziwnego, że jej nie
poznałem! Ostatni raz, kiedy ją widziałem, byliśmy w szóstej klasie.
Niższa, miała połowę krótsze włosy i była chuda jak patyk. Ze zdjęcia
uśmiechała się o kilka kilogramów zdrowsza wersja dziewczyny, o której
do wczoraj nie wiedziałem prawie nic. Tyle tylko, że kochała książki,
przyrodę, swojego kota, czerwoną herbatę i truskawki. Nie znosiła za to
dymu papierosowego i wykładania nóg na meble. I – rzecz jasna – mojego
ojca. Ciekawe, co powie, kiedy dowie się, jak traktowałem ją przez sześć
szkolnych lat… Raczej nie będzie skakać ze szczęścia, pomyślałem i
uśmiechnąłem się kwaśno.
Przez cały dzień zbierałem się w sobie, żeby pokazać jej gazetę i
wszystko wyjaśnić. Ale co miałem jej powiedzieć? No co!? Że jestem Draco
Malfoy, jej największy wróg, cham i robak, który nie zasługuje nawet na
to, żeby przez resztę życia czyścic jej buty? Że jestem tym samym
wrednym arystokratą, który obrzucał ją wyzwiskami za każdym razem, kiedy
znajdowała się w zasięgu mojego wzroku? To beznadziejne…
Ukryłem twarz w dłoniach i zastygłem w bezruchu. Muszę tam iść…! Muszę! Zerknąłem na zegarek. W pół do drugiej. Chyba już śpi.
Ostrożnie otwarłem drzwi i wyszedłem na korytarz. Starałem się iść jak
najciszej, ale i tak podłoga zaskrzypiała pode mną raz czy dwa.
Uchyliłem drzwi do jej pokoju i zajrzałem przez wąską szparkę. Zostawiła
zapaloną nocną lampkę. Przestraszyłem się nieco, że może jednak jeszcze
się nie położyła, ale w tym samym momencie zauważyłem, że leży skulona
na łóżku. Podszedłem bliżej. Zatrzymałem się u wezgłowia łóżka i
spojrzałem w jej twarz. Była taka spokojna i ufna. Chyba śniło jej się
coś przyjemnego, bo delikatnie się uśmiechała. Czuła się tutaj
bezpiecznie? W domu swoich prześladowców? Nie, nie, muszę stąd wyjść!
Zacisnąłem oczy i potrząsnąłem głową, ale nie ruszyłem się z miejsca.
Nie chcę, żeby stąd odeszła! Będę musiał oddać ją Potterowi. Czemu
zawsze to on musi dostawać to, co najlepsze! Nie wystarczy mu, że ma tą
rudą Weasley? Cholera, o czym ja myślę…
Wyszedłem i zamknąłem za sobą drzwi odrobinę zbyt głośno.
Czy ostatnie linijki sugerują, że Draconowi podobała się Ginny? o.O
OdpowiedzUsuń