piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział IV

Cisza. Myślicie, że można słyszeć ciszę? Kiedyś, dawno temu, często zdarzało mi się leżeć na łóżku w dormitorium i słuchać pochrapujących kolegów. To była straszna cisza. Myślałem o tych wszystkich rzeczach, które mogłem zrobić, a których nie zrobiłem. Mogłem nie nadepnąć pierwszakowi na szatę, mogłem nie popchnąć Longbottoma na schodach, mogłem się powstrzymać od nazwania kogoś szlamą piąty raz w ciągu dwóch lekcji.
Teraz cisza była inna. Była tylko ciszą – spokojną, harmonijną, bez przykrych myśli.
Ja… Ja chyba byłem szczęśliwy.

Nagle zaczęło padać. Zdziwiłem się trochę, bo nie padało już chyba od dwóch tygodni. Wsłuchałem się w miarowe bębnienie kropel deszczu o parapet. Nie było jeszcze tak późno, dopiero coś po jedenastej. Zabrałem ze sobą poduszkę i rozłożyłem się na swoim ulubionym miejscu. Kiedyś mogłem sypiać na tym parapecie, a teraz kolana miałem prawie pod samą brodą. Mimo to oparłem głowę o chłodną szybę i pozwoliłem swoim myślom płynąć…


Była w Malfoy Manor już od półtora miesiąca, a mnie przez ten czas żyło się jak w raju. Była w kuchni za każdym razem, kiedy schodziłem na śniadanie. Uśmiechała się na pożegnanie za każdym razem, gdy odprowadzałem ją pod drzwi jej sypialni. Codziennie czekała, aż przyjdę do salonu napić się z nią herbaty. Każdego popołudnia bujała się na hamaku i odsuwała usłużnie, kiedy postanawiałem się do niej dołączyć. Zawsze była gotowa iść ze mną powłóczyć się po lesie. Nie dziwiła się, kiedy wyrzuciłem z domu wszystkie rzeczy ojca[,] ani kiedy przywiozłem ze sobą nowiutki komputer. Często pomagała mi w pracy. Była prawdziwym błogosławieństwem.

Kolejny raz tego wieczora wziąłem do ręki dzisiejszego Proroka. To niemożliwe! To nie mogła być ona! Trzymałem się kurczowo tych rozpaczliwych myśli, mimo że doskonale wiedziałem, że śmiejąca się na zdjęciu dziewczyna i ktoś, kto spał za ścianą, to ta sama osoba. Teraz przynajmniej wiedziałem jak się nazywa.

Hermiona Granger zaginęła dokładnie przed rokiem. Ostatnią osobą, która ją widziała, była jej najbliższa przyjaciółka Ginevra Potter (niegdyś Weasley). Obie panie wracały wieczorem do mieszkania Potterów, gdy nagle zostały zaatakowane. Młodsza z kobiet została ogłuszona i kiedy się ocknęła, po przyjaciółce nie było najmniejszego śladu. Rozpłynęła się w powietrzu.

Po długich miesiącach poszukiwań Harry Potter, przyjaciel panny Granger ogłosił, iż została ona uznana za zmarłą. Pogrzeb „Dziewczyny, Której Wiedzy Zawdzięczamy Pokój w Naszym Świecie” odbył się 19 czerwca tego roku – trzy miesiące przed jej dwudziestymi pierwszymi urodzinami.
Dzisiaj, w rocznicę jej zaginięcia, składamy najszczersze wyrazy pamięci i szacunku. Wspomnijmy, że gdyby nie ludzie tacy jak Hermiona Granger w naszym świecie nadal trwałaby wojna. Rodzice panny Granger…

Cholera! Dlaczego ze wszystkich innych ludzi na świecie to właśnie ona siedziała w tym przeklętym lochu?! Popatrzyłem jeszcze raz na dużą, kolorową fotografię dołączoną do artykułu. Nic dziwnego, że jej nie poznałem! Ostatni raz, kiedy ją widziałem, byliśmy w szóstej klasie. Niższa, miała połowę krótsze włosy i była chuda jak patyk. Ze zdjęcia uśmiechała się o kilka kilogramów zdrowsza wersja dziewczyny, o której do wczoraj nie wiedziałem prawie nic. Tyle tylko, że kochała książki, przyrodę, swojego kota, czerwoną herbatę i truskawki. Nie znosiła za to dymu papierosowego i wykładania nóg na meble. I – rzecz jasna – mojego ojca. Ciekawe, co powie, kiedy dowie się, jak traktowałem ją przez sześć szkolnych lat… Raczej nie będzie skakać ze szczęścia, pomyślałem i uśmiechnąłem się kwaśno.

Przez cały dzień zbierałem się w sobie, żeby pokazać jej gazetę i wszystko wyjaśnić. Ale co miałem jej powiedzieć? No co!? Że jestem Draco Malfoy, jej największy wróg, cham i robak, który nie zasługuje nawet na to, żeby przez resztę życia czyścic jej buty? Że jestem tym samym wrednym arystokratą, który obrzucał ją wyzwiskami za każdym razem, kiedy znajdowała się w zasięgu mojego wzroku?  To beznadziejne…
Ukryłem twarz w dłoniach i zastygłem w bezruchu. Muszę tam iść…! Muszę! Zerknąłem na zegarek. W pół do drugiej. Chyba już śpi.
Ostrożnie otwarłem drzwi i wyszedłem na korytarz. Starałem się iść jak najciszej, ale i tak podłoga zaskrzypiała pode mną raz czy dwa. Uchyliłem drzwi do jej pokoju i zajrzałem przez wąską szparkę. Zostawiła zapaloną nocną lampkę. Przestraszyłem się nieco, że może jednak jeszcze się nie położyła, ale w tym samym momencie zauważyłem, że leży skulona na łóżku. Podszedłem bliżej. Zatrzymałem się u wezgłowia łóżka i spojrzałem w jej twarz. Była taka spokojna i ufna. Chyba śniło jej się coś przyjemnego, bo delikatnie się uśmiechała. Czuła się tutaj bezpiecznie? W domu swoich prześladowców? Nie, nie, muszę stąd wyjść! Zacisnąłem oczy i potrząsnąłem głową, ale nie ruszyłem się z miejsca. Nie chcę, żeby stąd odeszła! Będę musiał oddać ją Potterowi. Czemu zawsze to on musi dostawać to, co najlepsze! Nie wystarczy mu, że ma tą rudą Weasley? Cholera, o czym ja myślę…
Wyszedłem i zamknąłem za sobą drzwi odrobinę zbyt głośno.

1 komentarz:

  1. Czy ostatnie linijki sugerują, że Draconowi podobała się Ginny? o.O

    OdpowiedzUsuń